Kaszko, mamuty i wulkany

Posłuchaj całej bajki.

Pewnego słonecznego, lecz wietrznego poranka w Koszycach Kaszko razem z przyjaciółmi Maksiem i Majką siedział w pociągu. Kraina Figle-Migle była bowiem poprzecinana torami kolejowymi i drogami. Jeśli chcesz po niej podróżować, wystarczy wybrać dowolne miejsce i sposób transportu. Nasi podróżnicy postawili na pociąg i wybrali się do miejscowości Nižná Myšľa. Kaszko chciał pokazać przyjaciołom, gdzie przed tysiącami lat znajdował się jego pierwszy dom. Wszyscy troje patrzyli na krajobrazy za oknem. W pewnym momencie Kaszko założył swoją ulubioną czapkę z daszkiem, a oczy zaświeciły mu się jak prawdziwe robaczki świętojańskie.

„Patrzcie, tam po lewej jest osiedle Nad jazerom. Można tam odpocząć nad wodą lub pojeździć na nartach wodnych. Po drugiej stronie, za wzgórzem, znajduje się duża łąka i pole. Tam polowaliśmy na mamuty” – uśmiechnął się szelmowsko.

„Na mamuty?” – krzyknęły dzieci.

„Wiadoma sprawa” – potwierdził Kaszko. – „Niedaleko Čani żyły najlepsze mamuty w całej krainie Figle-Migle. Najbardziej lubiłem mamuty w cynamonie... Mniam!” – rozmarzył się duszek.

Wysiedli z pociągu i po krótkiej chwili dotarli na wielką łąkę, na której stało kilka drewnianych chat krytych słomą. Kaszko przeszukał wszystkie kieszenie i wreszcie z jednej z nich wyjął skórzaną czapkę, którą założył na głowę. Wyglądał dosyć… tubylczo i przerażająco.

„Tutaj mieszkałeś?” – zapytał Maksio.

„Tu, gdzie jest teraz plac zabaw chodziliśmy zbierać grzyby i zioła , To miejsce znajdowało się za murami naszej prehistorycznej wioski” ” – wyjaśnił Kaszko. 

„A tamten domek za ogrodzeniem i mostkiem, ten z kominem, to właśnie mój dom. Kiedy w nim mieszkałem, wszystko było ogrodzone, w wiosce było dużo domów, mieliśmy dobrych rzemieślników o wprost niewiarygodnych umiejętnościach”.

Dzieci przebiegły przez łąkę, minęły dziurę w ziemi, w której leżały jakieś szkielety, przebiegły przez drewniany mostek i ogrodzenie. Stanęły przed małym drewnianym domkiem.

„Tutaj były skóry, na których sypialiśmy. A tu ciocia Huhu odkładała biżuterię” – wspominał Kaszko.

„Biżuterię? To prehistoryczni ludzie nosili biżuterię?” – zdziwiła się Majka.

„Oczywiście i to ładniejszą niż ta współczesna. Była wykonana ze złota i srebra. Jeśli pójdziecie pod górę, w stronę wsi, możecie odwiedzić muzeum w starym klasztorze. Tam, a także w koszyckim muzeum, można jeszcze zobaczyć niektóre z tych przedmiotów. 

Po chwili znów się rozgadał. „A gdzieś tutaj mój kolega, mały Bubu, zakopał swoje zabawki…”.

Trzeci naszyjnik od prawej należał do mojej mamy, zwróćcie na niego uwagę” – rzekł, puszczając oczko do przyjaciół. 

„Zaczekajcie!” – krzyknął Kaszko, rozglądając się wokół, ale Maksio od razu wiedział, co robić. Stanął przy drzwiach i patrzył, czy ktoś nie idzie. Kaszko dał nura pod ziemię, a po chwili wynurzył się z niedużym zawiniątkiem.

Kiedy je rozpakował, Majka z Maksiem szepnęli: „Ależ to piękne!”.

„To małe taczki na kółkach. Archeolodzy do dziś główkują nad tym, czy to zabawka czy taczki rytualne. Chcecie wiedzieć, do czego służyły?”.

Kaszko nachylił się w stronę dzieci i szeptał im coś do ucha.

Jeśli chcecie poznać tajemnicę, musicie znaleźć taczki w muzeum i uważnie słuchać. Kaszko na pewno będzie na miejscu i coś podpowie. A jeśli nie on, to pan Laco, który wie wszystko o tym miejscu, bo od ponad 30 lat poszukuje prehistorycznych skarbów w ziemi.

Kiedy Kaszko opowiadał dzieciom o miejscu, w którym znajdował się jego pierwszy dom, usłyszał dziwne skrzypienie. 

„Co to było?” – spytał duszek.

„Burczało mi w brzuchu” – powiedział zawstydzony Maksio. – „Jestem strasznie głodny”.

„Przepraszam. Zupełnie o tym zapomniałem. Zaraz upieczemy chleb, kiełbaskę i cebulkę.

Tylko rozpalimy ognisko” – powiedział Kaszko.

– „Macie zapałki?” – zapytał.

„Kaszko, przecież jesteśmy dziećmi, a dzieciom nie wolno bawić się zapałkami” – przypomniała Majka.

„Dobrze, spróbujmy inaczej”

– rzekł duszek i zaczął gorączkowo przeszukiwać wszystkie kieszenie w swoich spodniach i kamizelce, aż wreszcie wyjął mały kawałek drewienka i gałązkę. Zaczął nimi pocierać, tłumacząc: 

„Tak kiedyś rozpalano ogień. A jeśli się nie udało, trzeba było zaczekać na burzę”.

„Na burzę? Ale dziś świeci słońce” – zauważyły dzieci.

„No tak” – wymamrotał Kaszko, spoglądając na niebo.

Maksio zajrzał do swojego wypakowanego po brzegi plecaka.

„Mam tylko książkę, jabłko i lupę”.

„Lupę? Daj ją, może się przydać”. 

Jak tylko Maksio wyjął lupę, słońce schowało się za chmurami i zerwała się ulewa. Dzieci razem z Kaszkiem schowały się pod najbliższym dachem, ale i tak przemokły do suchej nitki. Nieprzyjemną sytuację uratowało nadejście pana Laca. 

„Może dosiądziecie się do nas, archeologów?” – odezwał się tubalnym, ale przyjemnym głosem pan Laco.

„Moglibyśmy się osuszyć” – powiedział Maksio. – „Spójrzcie, słońce już wychodzi”. 

I rzeczywiście, po chwili słońce pojawiło się na niebie. Mokre włosy i podkoszulki wkrótce były suche, a głodne brzuszki – napełnione dzięki gościnności archeologów, którzy podzielili się drugim śniadaniem.

„Planujecie jeszcze spacer? Niedaleko jest Zamek Slanský” – odezwał się pan Laco. – „Trzeba przejść obok wulkanu, a potem już go zobaczycie”.

„Wulkanu?” – wykrzyknęły dzieci.

„Rozejrzyjcie się wokół. Wszędzie w okolicy były kiedyś wulkany”. 

Podekscytowane dzieci przyglądały się okolicznym wzgórzom.

„To wzgórze, na którym stoi zamek, także było wulkanem” – dodał archeolog.

„W takim razie pójdziemy na wulkaniczny spacer” – postanowił Kaszko. Pożegnali się z panem Lacem i pobiegli na pociąg, który zawiózł ich aż pod sam zamek.

„Zobaczcie, tam go widać” – zawołał Maksio.

„A oto i wulkan! Chodźmy!” – krzyknął Kaszko.

„Wyobrażacie sobie chodzenie po gorącej lawie?” – spytała filozoficznie Majka.

Kiedy doszli na miejsce, wyjątkowo nie było tam żadnych turystów. 

„Chodźmy, trochę się przelecimy po okolicy” – szepnął Kaszko. – „Uwielbiam to miejsce!”.

„Kaszko! Ty znasz to miejsce?” – zdziwiły się dzieci.

„Naturalnie. Siedemset lat temu mieszkał tu mój kolega, Miki Drugeth. Gdy chciałem go wystraszyć, wlatywałem przez to okno na wieży”. 

„To musiała być kiedyś potężna wieża” – stwierdził Maksio.

„Prawdę mówiąc, wcale nie była taka wielka. Ale tutaj, naprzeciwko, jest jeszcze większa. Spójrzcie. Kto zgadnie, jak się nazywa?”.

„Olbrzym” – spróbowała Majka. „A może Gigant?” – zapytał Maksio.

„Nie bój się” – rzekł duszek. 

„Wcale się nie boję” – obruszył się Maksio.

„Oj Maksiu, Maksiu. Tak nazywała się ta wieża. Nie bój się” – roześmiał się Kaszko.

„To trochę dziwna nazwa jak na wieżę” – zauważyła Majka.

„Kiedy Miki był mały... Widzicie ten niesamowity widok? Tam jest region Abov, a po drugiej stronie Zemplin. Otóż Miki lubił wyglądać przez okno, ale miał lęk wysokości. Tam na wzgórzu naprzeciwko jest skała, na której żyły orły. W nocy polowały nieopodal zamku i Miki trochę się ich bał” – tłumaczył Kaszko. –

„Chroniły go tylko mury tej wieży. Jakby mówiły Nie bój się”. , neboj sa.“

„Ależ tu musiało być pięknie” – westchnęły dzieci.

„I tak też było” – rozmarzył się Kaszko.„

„Szkoda, że nie ma już dachu. Moglibyśmy się schować przed słońcem”.

„Dachu nie ma, ale wokół jest las. To najlepsza kryjówka przed upałem. A niedaleko stąd, w lesie po drugiej stronie zamku, znajduje się jezioro Izra. To przepiękne miejsce” – Kaszko pokazał ręką las i wyczuł znajomy zapach w powietrzu.

„Czujecie to?” – zapytał.

„Ktoś pali ognisko i piecze kiełbaski” – potwierdziły dzieci.

I faktycznie. Kiedy Kaszko opowiadał dzieciom o zamierzchłych czasach, na zamku pojawili się turyści i rozpalili ogień.

Kaszko, Maksio i Majka dołączyli do nich. Wreszcie mogli upiec swoje kiełbaski, a Maksio mógł zagrać na piszczałce, którą zabierał na każdą wyprawę.

Nie chce się wam czytać? Włączcie nagranie.

Spoznajte čarovné miesta z príbehu

Bajeczne nowości

Chcecie być zawsze na bieżąco i wiedzieć o każdej akcji w waszej okolicy lub otrzymać aktualny pomysł na świetną wycieczkę? Zostawcie nam swój e-mail, a nic istotnego ze świata Haravara wam nie umknie.
Košice Región Turizmus,
Bačíkova 7,
040 01 Košice, Slovakia
Tłumaczenia strony internetowej na język polski, angielski i węgierski zostały zrealizowane dzięki wsparciu finansowemu Ministerstwa Turystyki i Sportu Republiki Słowackiej.
cross